Target, Horyzont, Agat czyli nasz pierwszy wspólny biwak
28.10.16-30.10.16 drużyny 38 wds ,,Target” ; 37 pwdh ,,Horyzont” oraz 15.
13 wdh ,,Agat” były na biwaku w Kłodzku. Dnia 28.10.16 o godz. 17:20 zebraliśmy się na dworcu we Wrocławiu. O godz. 17:50 mieliśmy pociąg do Kłodzka. Planowo wsiedliśmy, pojechaliśmy i przyjechaliśmy na miejsce. Gdy dotarliśmy, było już ciemno. Nocowaliśmy w szkole, więc od razu po przyjeździe (około 19:00) poszliśmy na miejsce noclegu.
Gdy już dotarliśmy, zakwaterowaliśmy się w klasach po czym zjedliśmy kolację. O wyszukanych daniach jakimi się rozkoszowaliśmy mógłbym bardzo długo opowiadać. Każdy miał dla siebie co innego, więc można sobie wyobrazić ile było różnych potraw. Po pysznej kolacji czekała nas gra muzyczna. Podzieliliśmy się na 5 drużyn. Naszym zadaniem było słuchanie muzyki z filmów i rozpoznawanie z jakiego filmu pochodzi. W tej grze niestety zająłem razem z moją drużyną dumne 4 miejsce. Później poszliśmy spać.
Następnego dnia, z samego rana (po śniadaniu) czekała nas następna gra. Znacie książkę ,,Kamienie na szaniec”? Właśnie o niej była gra. Punktowi wcielili się w Rudego, Alka i Zośkę i mieli dla nas zadania do wykonania. Były one związane z Małym Sabotażem. Znowu więc podzieliliśmy się na drużyny (tym razem 4).
Pierwszym zadaniem mojej grupy, którą dumnie nazwaliśmy Zardzewiałymi Scyzorykami było wynalezienie sławnego ,,wiecznego pióra” Rudego. Miało być długie na 2 metry, mogliśmy użyć do jego zbudowania wszystkiego co było wokół (byliśmy w środku lasu), no i miało się nie rozpaść. Dodatkowo dostaliśmy gumki recepturki. Z zadaniem poradziliśmy sobie w około pół godziny. Po zadaniu odmeldowałem patrol, po czym raźno ruszyliśmy do następnego punktu.
Było nim malowanie ,,kotwiczek” Polski Walczącej. Musieliśmy namalować 3 kotwiczki w danych punktach, unikając przy tym gestapo. Uznałem, że najlepszą taktyką będzie przeprowadzenie dywersji, w celu zdezorientowania i zajęcia wroga na jakiś czas. Akcja przebiegła w następujący sposób: ja razem z innym kolegą (Kubą H.) mieliśmy malować kotwiczki, podczas gdy reszta patrolu odwracała uwagę. Robili to na wiele różnych sposobów, których nie będę już dalej opisywał. Choć przyznaję, że pod sam koniec gestapowiec mnie zauważył ,jednak było już wtedy za późno – zdążyłem uciec i w taki sposób wykonaliśmy zadanie. Szybko odmeldowaliśmy się z punktu i z entuzjazmem ruszyliśmy dalej.
Kolejnym zadaniem Zardzewiałych Scyzoryków było zawieszenie flagi polskiej w jak najwyższym punkcie. Poradziliśmy sobie z tym szybko i ruszyliśmy dalej do Alka.
Tutaj zadanie znowu było bardziej skomplikowane. Musieliśmy zdjąć blachę z niemieckim napisem na pomniku Mikołaja Kopernika. Była jednak ona bardzo ciężka, więc musiały ją nieść 2 osoby. Problem leżał w tym, że pilnował jej gestapowiec. Od razu wpadłem na pomysł z dywersją. Zrobiliśmy więc podobnie jak przy kotwiczkach. Dwie osoby niosły blachę, reszta przeprowadzała dywersję. Akcja udała się doskonale, policjant nie zauważył co się stało. Po wykonaniu zadania ruszyliśmy dalej.
Następny punkt również był u Alka. Tym razem nie zdążyliśmy nawet dobiec, a już wiedzieliśmy co się święci. Alek leży nieprzytomny pod drzewem. Od razu wołam wszystkich do siebie, aby zadzwonili po pogotowie i poszukali w apteczce bandaża, koca termicznego, gaz i innych przydatnych rzeczy. Krew lała się z ręki Alka, jednak żadnych innych ran nie widziałem. Oddech też się zgadzał. Szybko zabandażowałem rękę po czym przykryliśmy go kocem termicznym. Mimo wszystko coś było nie tak. Z minuty na minutę bladł. Sprawdziłem więc jeszcze raz czy nie ma gdzieś jakiejś rany. Nic. Możliwe, że to rana wewnętrzna, jednak nie mieliśmy pewności. Od razu założyliśmy, że mógł po prostu spaść z drzewa. Oznaczało to problemy z kręgosłupem, więc nie mogliśmy go obrócić ani przenieść. W tym zadaniu Zardzewiałe Scyzoryki poniosły jednak klęskę. Alek umarł na naszych oczach. Okazało się, że miał także ranę z tyłu głowy, o której nie wiedzieliśmy. Była to jednak moja wina, gdyż nieumiejętnie sprawdziłem obrażenia. Zdruzgotani po tej porażce ruszyliśmy dalej, do Zośki.
Zadanie było następujące. Musieliśmy znaleźć i zabić Szulca – wysokiego rangą gestapowca. Jednak jego położenie było oznaczone azymutami, po których musieliśmy go znaleźć. Wszystko poszło bezproblemowo i po kilku minutach Szulc gryzł ziemię. To zadanie było ostatnim.
Wróciliśmy do szkoły, gdzie mogliśmy odpocząć i zjeść obiad przygotowany przez Tymka – naszego najlepszego kucharza. Daniem głównym był... kebab. Brzmi to banalnie, jednak uwierzcie mi, że nigdy nie jedliście lepiej niż my tego dnia.
Po obiedzie znowu wzięliśmy udział w grze. Tym razem była to gra strategiczna, o tematyce powstania warszawskiego. Podzielono nas na trzy drużyny – Gestapo, Rosjan oraz Szare Szeregi. Ja zostałem przywódcą Gestapo. (Co prawda w rzeczywistości Rosjanie nie odegrali żadnej roli w powstaniu, ale to jest gra, dobra? A więc na potrzeby tej właśnie gry Rosjanie wzięli udział w bitwie). Celem gry, było zdobycie jak największej liczby punktów zwycięstwa, które zdobywało się między innymi za: Ilość posiadanych surowców, ilość posiadanych żołnierzy oraz ilość posiadanych dzielnic Warszawy pod koniec gry.
Używając moich ponadprzeciętnych umiejętności strategicznych, postanowiłem zawrzeć sojusz z Rosjanami, przeciw Szarym Szeregom. Nie walczyliśmy przeciwko sobie, lecz razem przeciw Polakom. Wynikiem naszych starań, były runda po rundzie zmniejszające się wpływy oraz wojsko powstańców. Cała gra przebiegała po mojej myśli, zwłaszcza, kiedy dzięki mojej inteligencji oraz charyzmie kontrolowałem całkowicie poczynania Rosjan. Ostatnia runda gry, była wyjątkowo interesująca. Bowiem według planu, który wymyśliłem już na samym początku, chciałem, aby Rosja (która tak nawiasem mówiąc była silniejsza ode mnie pod względem wojska przez całą grę) atakowała Szare Szeregi. Mieli w ten sposób osłabiać się nawzajem, abym ja mógł pokonać ich obu. Skończyło się w następujący sposób. W ostatniej rundzie, poleciłem Rosjanom otoczyć jedyną pozostałą dzielnicę należącą do powstańców oraz ich zaatakować. Ja natomiast w tym czasie zaatakowałem 2 inne dzielnice, należące do moich byłych sojuszników. Rosjanie zniszczyli Szare Szeregi, a ja zaatakowałem ich, dzięki czemu zyskałem nad nimi znaczącą przewagę dzielnic. Wszystko poszło zgodnie z planem czego wynikiem było (ogłoszone następnego dnia) pierwsze miejsce z miażdżącą przewagą punktów nad Rosjanami (jak można się było domyślić, Szare Szeregi przegrały). Nie było to jednak zbyt wielką niespodzianką bo już na początku wynik gry był przesądzony (w końcu to ja dowodziłem).
Po grze, była kolacja, po której poszliśmy do lasu na tradycyjny harcerski ,,kominek”, na którym wymienialiśmy się wrażeniami i pomysłami na przyszłość, po czym mogliśmy iść spać (oczywiście już w szkole).`
I mogłoby się wydawać, że tak skończył się drugi dzień, jednak kadra zaskoczyła nas jeszcze pobudką o 4:00 w nocy. Jaki był powód? Morderstwo. Wcieliliśmy się w policjantów i mieliśmy wyjaśnić zagadkę kryminalną. Przesłuchiwaliśmy świadków, podejrzanych i szukaliśmy poszlak. W willi oprócz policjantów, znajdowało się kilka osób bliskich zamordowanemu: żona, brat, syn, przyjaciel, lokaj oraz dziennikarz (on jedyny był niezwiązany z ofiarą). Wiele czasu minęło na rozmowach i szukaniu dowodów, aż w pewnym momencie, podczas przesłuchiwania syna, (działo się to na dworze) usłyszeliśmy strzał. Rozpętał się chaos. Syn upadł martwy na ziemię, policjanci wbiegli do willi szukać sprawcy. Świadkowie, gdy zobaczyli co się stało, zaczęli lamentować. Nie znaleźliśmy jednak strzelca, choć krąg podejrzanych się zawęził. Odnaleźliśmy jednak kilka poszlak – sfałszowany testament, receptę na leki, kartę do gry, taką samą jak na miejscu zbrodni. Później coś się jeszcze działo, jednak niestety zajęty uspokajaniem i pilnowaniem dziennikarza nie dowiedziałem się co takiego. Na koniec okazało się, że pierwszą zbrodnię popełnił syn ofiary, który został potem zabity przez brata, który był jego wspólnikiem w morderstwie. Tak zakończyła się kryminalna zagadka oraz cały dzień.
Rankiem, następnego dnia, po śniadaniu, musieliśmy spakować się oraz posprzątać. Trochę nam to zajęło, ale około 12:30 już było po wszystkim. Odbył się apel, na którym przyznano także nagrody za gry z poprzednich dni. Po apelu pośpiewaliśmy jeszcze trochę po czym ruszyliśmy na dworzec. O 14:50 mieliśmy pociąg powrotny do Wrocławia, do którego dojechaliśmy około 16:30. Wszyscy pożegnaliśmy się i wróciliśmy do domu.
Ten biwak był moim pierwszym i na pewno będę go bardzo długo wspominał. Dlatego też serdecznie zapraszam ciebie, Drogi Czytelniku, abyś także pojechał z naszą drużyną na następny biwak.