top of page

Rajd Granica 2020

Była nas dziewiątka. Dla większości był to pierwszy Rajd Granica w życiu. Jednak nieważne, czy dla kogoś był pierwszy, czy piąty, bo bez dwóch zdań zostanie zapamiętany na bardzo długo. Dlaczego? Aby dokładniej poznać losy patrolu “Agresywne Agamy”, przygody na trasie i towarzyszące nam emocje wystarczy przeczytać naszą relację!

Na początek mała informacja. W tym roku Rajd Granica odbywał się pod hasłem “Wędruj z bohaterem”. Na Trasie II wędrując poznawaliśmy postać gen. Augusta Emila Fieldorfa ps. Nil, stąd wiele punktów nawiązywało do jego życia, o czym przekonacie się czytając relację.

Standardowo padło na pociąg. Wygodnie, w miarę szybko i nie bardzo drogo. 17 września o 4:20 cały patrol był już na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Pogoda ładna, humory dopisywały, nic tylko ruszać ku przygodzie. Szybko ulokowaliśmy się w pociągu i ruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek - Jelenia Góra. Podczas podróży jak zwykle - niektórzy jedli, niektórzy spali, było dużo rozmów i śmiechów oraz opowieści kadry z poprzednich edycji Rajdu. Dojechaliśmy punktualnie o 7:13. Wysiadając nagraliśmy jedną ze scen do 77-sekundowego filmu, który miał przedstawiać nasz patrol (zadanie od sztabu Trasy II). Dalej udaliśmy się na przystanek autobusowy, na który po kilkunastu minutach wtoczył się busik, którym ruszyliśmy w dalszą podróż, czyli do Karpacza.

Wysiedliśmy. Od razu małe rozczarowanie - padał deszcz… Ale cóż… do punktu startowego (Świątynia Wang) niedaleko, więc wzięliśmy plecaki i w drogę. 10 minut później meldowaliśmy się Komendantowi Trasy II, sprawdzaliśmy sprzęt, dokumenty i znajomość trasy. Pierwszy problem - prawie nikt nie wziął rękawiczek. Trudno, będziemy marznąć. Drugi problem (a może raczej wtopa?) - Komendant wylosował dwie osoby i poprosił ich o przedstawienie mu trasy na najbliższe dwa dni. Tylko, że akurat trafił w te osoby, które prowadzić z mapą wtedy nie miały ;) Nasz błąd, za rok będziemy pamiętać, żeby każdy znał dokładną trasę. Reszta poszła bez problemów. Dostaliśmy jeszcze pakiet startowy (a w nim m.in. puszkę 7up, piankę do golenia, papier toaletowy, teczkę personalną “Nila” czy zgodę na wejście do KPN), podbiliśmy pieczątki do książeczek GOT i ostatecznie rozpoczęliśmy naszą przygodę na Trasie II Rajdu Granica, Hufca Lubin.

Początek nie był trudny. Szliśmy lekko pod górę, jednak ciągle padał deszcz. Na szczęście mamy na to sposób - “piosenka słońca”! Odśpiewaliśmy ją trzy razy i proszę! - kilka minut później opady ustały, a delikatnie zaczęło przebijać się słońce. Zjedliśmy tabliczkę czekolady i raźniej ruszyliśmy dalej. Niebieski szlak doprowadził nas na Polanę w Karkonoszach, gdzie natknęliśmy się na pierwszy punkt zadaniowy! Zameldowaliśmy się i już słuchaliśmy, co będzie do zrobienia. Okazało się, że musimy użyć rolek po otrzymanym papierze toaletowym, dwóch balonów i gumek recepturek do stworzenia małego działa i za jego pomocą strącić puszki. Dlaczego? Ponieważ August Emil Fieldorf ps. Nil właśnie obsługą działa się zajmował (między innymi). Szczerze mówiąc na początku szło opornie. Było kilka pomysłów, ale żaden nie działał zadowalająco. Dopiero po kilkunastu (a może kilkudziesięciu?) minutach Kamila wpadła na najprostszy, a jakże skuteczny pomysł - strzelanie gumkami recepturkami z palców! Trzeba przyznać, że szło jej znakomicie! Mieliśmy 10 strzałów, każdy mógł strącić 3 puszki. I łącznie udało nam się zbić ich prawie 20! Wynik nas zadowolił, więc mogliśmy ruszać dalej.

Pogoda się ciągle poprawiała. Wkrótce skręciliśmy z wygodnej szerokiej drogi na kamienistą ścieżkę. Minęliśmy Domek Myśliwski, a w końcu weszliśmy na obszar ochrony ścisłej zmierzając w kierunku Małego Stawu. Widoki były świetne, zresztą mamy stąd trochę fajnych zdjęć. Po kilkunastu minutach marszu, przerywanego co chwilę na zdjęcia, dotarliśmy do Schroniska Samotnia. Tutaj właśnie znajdował się następny punkt. Chwilę musieliśmy poczekać, bo zadanie wykonywał akurat inny patrol, ale ten czas wykorzystaliśmy na szybkie śniadanko i oczywiście zdjęcia. W końcu przyszła nasza kolej. Wzorem Nila uciekającego z więzienia mieliśmy do pokonania “pajęczynkę”, czyli naszym zadaniem było przedostanie się przez rozwieszone sznurki na drugą stronę, ale bez dotykania ich! Liczyła się również kreatywność “przenoszenia” osób przez przeszkodę. Daliśmy radę bez większych trudności. Były skoki, było czołganie po plecach innych osób, a nawet przenoszenie kogoś na wysokości naszych głów! Bawiliśmy się naprawdę dobrze. Po zadaniu skoczyliśmy do schroniska po pieczątki do książeczek i ruszyliśmy pod górę.

Dochodząc do Schroniska Strzecha Akademicka zdaliśmy sobie sprawę, że na wysłanie naszego 77-sekundowego filmu zostały niecałe dwie godziny, a my mamy tylko 10 sekund filmu, w dodatku bez dźwięku! Decyzja była szybka - postój przy schronisku i nagrywamy. Szło powoli. Zdecydowaliśmy się na scenę, w której Antek nagrywa i przedstawia każdą osobę z patrolu. Jednak każda osoba musiała w odpowiednim momencie wychylić się zza kamiennego murka, a potem również w odpowiedniej chwili - schować się. Wydaje się proste, ale nie wiedzieć czemu, nagrywaliśmy to jakieś 40 minut… W końcu jednak udało się. Ale nie do końca. Wciąż potrzebowaliśmy ok. 30 sekund nagrania. Uznaliśmy, że lepiej będzie nagrać to w drodze, bo czas ucieka, a my stoimy.

Ruszyliśmy dalej i rzeczywiście kolejne 12 sekund nagraliśmy w drodze na Spaloną Strażnicę. Skończyć udało się dopiero we wspomnianym punkcie. Było tam też kolejne zadanie do wykonania.

To zadanie było długie. Na wydzielonym obszarze musieliśmy znaleźć 6 informacji o miastach, w których był Fieldorf oraz z zadaniami do wykonania. Było to m.in.: budowa wieży z zapałek i różowej plasteliny, rozpoznawanie zapachów różnych rodzajów herbat, przenoszenie patrolowego ponad ziemią, czy nawijanie makaronu penne na sznurek z zamkniętymi oczami - jedynie ze wskazówkami dawanymi przez patrolowego! Na koniec musieliśmy na mapie zaznaczyć prawidłową kolejność odwiedzanych przez Nila miast. Zabawiliśmy tu zdecydowanie za długo, więc bez chwili zwłoki udaliśmy się dalej - teraz szlakiem czerwonym.

Szybko doszliśmy nad kocioł Małego Stawu skąd rozciągały się piękne widoki. Było o tyle ciekawie, że przecież 3 godziny wcześniej byliśmy tam na dole! Było dużo zdjęć i zachwytów. Dalej ujrzeliśmy Wielki Staw, który od góry prezentował się znakomicie. Widać też było nasz kolejny cel - Słonecznik.

Na Słoneczniku spotkaliśmy punktowego, który polecił nam, abyśmy w końcu zjedli coś dobrego! Musieliśmy ugotować sobie obiad. Oczywiście produkty mieliśmy, kuchenkę dostaliśmy, więc zabraliśmy się do pracy. Był tylko jeden minus - straszny wiatr, który odbierał większość przyjemności z gotowania i siedzenia w tak widokowym miejscu. W menu mieliśmy jednak pyszne danie - ryż z mięsem i sosem pomidorowym. Smakowało lepiej niż wyglądało i niż można sądzić po tak zwykłym opisie ;) Zaspokoiliśmy podstawowy głód i skierowaliśmy się do Schroniska Odrodzenie, gdzie mieliśmy spędzić najbliższą noc.

Szło się dość wolno. Szlak był kamienisty, miejscami błotnisty, łatwo było o wywrotkę i kontuzję. Jednak z tego wolnego tempa przyszły nam niesamowite widoki - przepiękny zachód słońca nad Karkonoszami, który na szczęście udało się uwiecznić na zdjęciach. Mało który patrol miał szczęście go zaobserwować, ale nam na szczęście się udało!

Już widzieliśmy schronisko, gdy pojawił się problem natury technicznej - Rafałowi pękł jeden z plastikowych elementów plecaka. W zasadzie na szlaku nic nie mogliśmy zrobić. Doszliśmy jednak do Odrodzenia, gdzie już czekał na nas Komendant Trasy. Jak zwykle się zameldowaliśmy i przystąpiliśmy do ostatniego na ten dzień zadania - harcerskie domino. Polegało to po prostu na dopasowaniu odpowiednich symboli harcerskich z ich znaczeniem, aż do utworzenia zamkniętego koła (a w zasadzie prostokąta). Tutaj pojawiła się mała sztuczka - odwróciliśmy kartki, a naszym oczom ukazały się fragmenty wiadomości o Nilu zapisane w odpowiedniej kolejności. Super sprawa!

Dostaliśmy klucz do naszego pokoju i ruszyliśmy na zasłużony odpoczynek. I tak jak w pociągu - jedliśmy, rozmawialiśmy. Udało się naprawić plecak Rafała, każdy zażył odświeżającej kąpieli, a Martyna i Wawrzyk udali się na odprawę (nie mylić z rozprawą - kto był ten wie :D ). Wrócili niedługo później. Ustaliliśmy plan na następny poranek i wskoczyliśmy do łóżeczek (albo na karimatę). Tak zakończyliśmy dzień pierwszy Rajdu Granica 2020. Wrażenia - pozytywne.

Zadzwonił budzik. Była 6:30. Niechętnie wygrzebaliśmy się ze śpiworów i przystąpiliśmy do porannych czynności. Najpierw toaleta poranna, potem wspólne śniadanie, a dalej pakowanie sprzętu i sprzątanie pokoju. Chwilę przed 8:00 stawiliśmy się przy wyjściu. Powtórzył się rytuał z dnia poprzedniego - było mierzenie temperatury, omówienie trasy wędrówki (tym razem każdy trasę znał!) i kilka wskazówek na rozpoczynający się dzień. Oddaliśmy klucze do pokoju i wyszliśmy przed schronisko. Wspólna fotka i w drogę…

Pogoda była wyśmienita - świeciło słońce, na niebie praktycznie żadnej chmurki. Wiał tylko porywisty wiatr, który momentami przyprawiał o dreszcze. My jednak raźnie kroczyliśmy naprzód szlakiem czerwonym. Asfaltowa na tym odcinku droga nie sprawiała nam problemów, aż zaczęła piąć się ostro pod górę. Było kilka westchnień i narzekań, ale bardzo szybko byliśmy na górze, gdzie znajdował się pierwszy tego dnia punkt.

Tym razem dostaliśmy opis akcji, która miała na celu zamach na niemieckiego oficera Franza Kutscherę. Historycznie dowiedzieliśmy się, że wyrok na niego wydał sam Nil. Naszym zadaniem było odtworzenie tej akcji za pomocą plastelinowych figurek, które miały pełnić rolę aktorów i rekwizytów w “filmie poklatkowym”. Tutaj poszło nam całkiem sprawnie, były śmiechy i dobra zabawa. Nasz “film” przedstawiliśmy punktowej i po pozytywnej opinii ruszyliśmy w stronę Czarnej Przełęczy.

Po drodze na Czarną Przełęcz minęliśmy oczywiście Śląskie i Czeskie Kamienie. Na Śląskich zrobiliśmy krótką przerwę na kabanosy i czekoladę, a Czeskie pozwoliły nam zrobić kolejne ładne zdjęcia, a przy okazji powspinać się trochę po skałach.

Kilka minut później byliśmy na wspomnianej Czarnej Przełęczy, gdzie musieliśmy chwilę poczekać na zadanie. Zebrało się już tam kilka patroli, więc dla nas była to dobra okazja na kilkunastominutowy odpoczynek przed następnym etapem wędrówki, który zapowiadał się trudniej. Gdy nadeszła nasza kolej, musieliśmy skorzystać z dolarów, które otrzymaliśmy na punkcie poprzednim. Pewien handlarz dał nam gazetę w zamian za nasze zdjęcie z dolarami. Cena nie wydawała się wygórowana, więc przystaliśmy na ofertę. Dodatkowo zakupiliśmy biało-czerwoną chorągiewkę i amunicję, za które zapłaciliśmy 100$; oczywiście po negocjacjach. Te materiały potrzebne nam były do wyposażenia organizacji “NIE”, w której działał Fieldorf. Nic więcej nie było tu do roboty, więc “plecaki na plecy” i jazda pod górę.

O tej drodze można powiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza to wspaniałe widoki, które były jeszcze lepsze z każdym kolejnym krokiem. Widzieliśmy m.in. Śnieżkę, Wielki Szyszak, sporą część Kotliny Jeleniogórskiej, czy Słonecznika, na którym poprzedniego dnia gotowaliśmy obiad. Druga rzecz była mniej przyjemna. Dla większości był to najtrudniejszy odcinek dzisiejszego dnia, więc tempo marszu trochę nam spadło, a uśmiechy zmieniły się na zmęczenie. Ale oczywiście daliśmy radę, bo w końcu osiągnęliśmy szczyt i dalej pod górę iść się po prostu nie dało.

Z góry widoki były znowu wspaniałe. Otworzył nam się widok na Szklarską Porębę, Śnieżne Stawki i oczywiście majestatyczne Śnieżne Kotły. Ten krótki odcinek pokonywaliśmy nieproporcjonalnie długo, bo zwyczajnie co chwilę zatrzymywaliśmy się, żeby zrobić zdjęcia, czy podziwiać widoki - zwłaszcza, że pogoda była jak wymarzona.

Idąc dalej prawie ominęliśmy rozwieszonego na słupie QR Code’a. Zauważyła go chyba Martyna i całe szczęście, bo przechodzący tamtędy wcześniej Kuba, Antek, Rafał i Kamila zwyczajnie go ominęli. Szybko go zeskanowaliśmy i poznaliśmy nową ciekawą informację. Okazało się, że Walenty Gdanicki, o którym przeczytaliśmy w jednej z fabularnych gazet, że zesłano go do łagru za współpracę z Zachodem, to tak naprawdę August Emil Fieldorf! Szczerze mówiąc to trochę się tego spodziewaliśmy, ale przynajmiej nasze domysły zostały potwierdzone.

Minęliśmy Radiowo-Telewizyjną Stację Nadawczą i skręciliśmy z czerwonego na żółty szlak. Przed nami widać było Szrenicę i Łabski Szczyt. My kierowaliśmy się w dół, właśnie do Schroniska Pod Łabskim Szczytem. Droga stała się węższa i stroma, dlatego zwolniliśmy, żeby nie narażać się na nieprzyjemne wypadki.

Przy schronisku było pełno ludzi. Harcerze, turyści - wydawało się, że właśnie tego dnia wszyscy chcieli odwiedzić Schronisko Pod Łabskim Szczytem. Znów musieliśmy poczekać na chwilę na punkt, ale znów była to dobra okazja do chwili odpoczynku, zjedzenia czegoś dobrego, podbicia książeczek GOT i na toaletę. Rozpoczęliśmy punkt. Niestety nie był to nasz szczęśliwy dzień! Władze zdobyły nasze zdjęcie z dolarami i wysłali nas do łagru - za współpracę z Zachodem. Brzmi znajomo? Otóż to. Sytuacja podobna do historii Nila. Jak już tak siedzieliśmy w “więzieniu” to może by tak uciec? Znaleźliśmy nawet instrukcję z planem ucieczki. Z plecaków wyjęliśmy menażkę, piankę do golenia i sodę oczyszczoną. Te produkty pozwoliły nam stworzyć sztuczny śnieg! Z niego ulepiliśmy bałwana, którego zostawiliśmy w celi, a sami wyskoczyliśmy przez “okno”. Byliśmy wolni, a strażnicy nawet się nie zorientowali. Mogliśmy więc iść dalej, tym razem szlakiem czarnym.

Szło się dość długo, dodatkowo zrobiliśmy już tego dnia wiele kilometrów, co odczuwały zarówno nogi jak i plecy. Jednak nikt nie narzekał, bo i po co? Trzeba było iść dalej. I rzeczywiście po pewnym czasie weszliśmy na szutrową drogę, która zaprowadziła nas aż do ostatniego punktu. Była to pierwsza pomoc. Nie było czasu do namysłu. Wzięliśmy apteczkę i rozpoczęliśmy symulację. Trafnie rozpoznaliśmy symptomy, więc z udzieleniem pomocy nie mieliśmy większych trudności. Poszkodowany był wyziębiony, ponadto miał bosą stopę, a chodził od kilku dni w głębokim śniegu. Wszystko to przełożyło się na wyczerpanie i odmrożenie całej stopy. Podobna sytuacja miała spotkać przyjaciela Nila. Zadowoleni z dobrze wykonanego zadania udaliśmy się w ostatni etap wędrówki.

Szliśmy, gadaliśmy i czuliśmy, że dzień minął naprawdę fajnie (choć nie było jeszcze 16:00). Po drodze patrolowy ruszył na poszukiwanie skrytek Geocaching, minęliśmy “Trzy jawory”, które wydawały się być takie same jak 3 lata temu, kiedy część z nas była tam na wędrówce zimowej.

W końcu dotarliśmy do Michałowic, a około 16:30 byliśmy pod Schroniskiem Złoty Widok. Dostaliśmy klucze do pokoju, zostawiliśmy rzeczy i ruszyliśmy gotować wyczekiwany obiad. Na ten dzień planowaliśmy naleśniki. No i były naleśniki :) Wyszły naprawdę smakowicie, na słono i słodko, po kilka dla każdego. Nikt nie mówił, że jest jeszcze głodny. Przez resztę wieczoru odpoczywaliśmy u siebie i graliśmy w Sushi Go!

Martyna i Wawrzyk poszli jeszcze na odprawę. Po ich powrocie było kilka rzeczy do ustalenia. Po pierwsze pobudka. Następnego dnia mieliśmy wychodzić o 7:05, więc zdecydowaliśmy, że wstaniemy o 5:50, żeby bez problemu się ze wszystkim uwinąć. Kolejną sprawą był nocleg z soboty na niedzielę. Na szczęście udało się go załatwić, więc tu mieliśmy powód do zadowolenia. I sprawa ostatnia, czyli 77-sekundowe filmiki. Dopiero tego wieczora mieliśmy możliwość ich pooglądania, choć pytania do nich dostaliśmy już wcześniej. Zabraliśmy się do pracy. Trzeba przyznać, że filmiki były naprawdę ciekawe, a prawie każdy patrol miał inny pomysł na przedstawienie się! Do tego nie było łatwo znaleźć odpowiedzi na zadane pytania, np. Jaki patrol wziął ze sobą kociołek? Kto wygina śmiało ciało? Kto nie chce iść do więzienia? To ostatnie akurat wiedzieliśmy, bo na naszym filmie powiedziała to Martyna, która mimo wszystko za nas odpowiadała :) Zadanie poszło szybko, choć niektóre nagrania musieliśmy oglądać po kilka razy!

Dalej działo się “coś jeszcze”, ale o tym opowiemy kiedy indziej. I tak zakończył się dzień drugi Rajdu Granica 2020. Wrażenia - jeszcze bardziej pozytywne.

Telefon rozpoczął swoją wkurzającą melodyjkę oznajmiając, że już 5:50. Pobudka. Za oknem powoli robiło się jasno, ale nie było czasu do stracenia na oglądanie widoków zza szyby - na szlaku są znacznie lepsze! Stół w kuchni był wolny, więc zjedliśmy tam śniadanie, a potem szybko wróciliśmy do pokoju, żeby się spakować i posprzątać.

Wyrobiliśmy się przed 7:00, więc oddaliśmy klucze i ruszyliśmy na poranną odprawę patrolu z Komendantem Trasy. Przedstawiliśmy plan wędrówki (znów każdy wiedział jak iść), zrobiliśmy zdjęcia, dostaliśmy krótki plan dnia i ruszyliśmy w ostatnie kilometry na Rajdzie.

Poranek był chłodny, ale niebo bezchmurne, więc i uśmiechy z twarzy nie schodziły. Pierwsze zadanie było już kilkanaście minut od schroniska. Musieliśmy wymienić koło w samochodzie, aby gen. Fieldorf nie spóźnił się na pociąg! Na szczęście nasi chłopacy dobrze wiedzieli, co robić i w kilka minut koło zostało wymienione. Kontynuowaliśmy wędrówkę.

Wkrótce doszliśmy do Wodospadu Szklarki, gdzie zastaliśmy następny punkt. Żona Nila poprosiła nas o pomoc w skompletowaniu paczki dla jej uwięzionego męża. Aby jej pomóc, użyliśmy busoli, za pomocą której poruszaliśmy się po odpowiednich azymutach i zbieraliśmy niezbędne produkty. Kilka razy mieliśmy małe pomyłki, ale finalnie wszystko skończyliśmy poprawnie.

Pod wodospadem zatrzymaliśmy się oczywiście na zdjęcia, bo czasu mieliśmy sporo, a zdjęcia Agresywnych Agam z takich miejsc piechotą nie chodzą ;) Nie obijaliśmy się jednak zbyt długo i poszliśmy dalej. Kolejnych punktowych zobaczyliśmy z daleka, więc przyszedł czas na połączenie kilku faktów. Po pierwsze miał to być ostatni punkt zadaniowy na trasie, a po drugie, na wieczornych odprawach sztab wspominał, że warto czytać otrzymywane materiały dotyczące historii gen. Fieldorfa. Pomyśleliśmy, że ostatni punkt może więc być czymś w rodzaju quizu sprawdzającego naszą zdobytą wiedzę. Usiedliśmy więc kawałek przed punktem i dokładnie przeczytaliśmy wszystkie zgromadzone dokumenty.

Trafiliśmy! Zgodnie z naszymi przewidywaniami, ostatnim punktem była krzyżówka o Nilu. Pytania były jednak na tyle szczegółowe, że odpowiedzieliśmy tylko na część z nich, choć hasło i tak nam wyszło (Siódemka - nazwa młodzieżowego kręgu instruktorskiego, który zajmował się przygotowaniem tej trasy). Dodatkowo na punkcie mieliśmy opowiedzieć wszystko, co wiemy i czego dowiedzieliśmy się o gen. Auguście Emilu Fieldorfie. Początek był trudny, ale dzięki naprowadzającym pytaniom patrolowego udało się wycisnąć maksimum informacji z harcerskiej podświadomości. Tak zakończyliśmy ostatni punkt fabularno-zadaniowy na trasie. Teraz zmierzaliśmy do Trollandii.

Kilkanaście minut później dochodziliśmy do szkoły, aby się zarejestrować, kiedy zobaczyliśmy charakterystyczne żółte bluzy. To Los Pollos Horyzont - patrol z 37 wdh Horyzont! Zamieniliśmy kilka słów i okazało się, że będziemy spać na tej samej ulicy i nawet pod tym samym numerem (tylko w innym budynku)! Super zbieg okoliczności! Jednak trzeba było się rozstać, bo ani oni, ani my nie skończyliśmy jeszcze wszystkiego. Odebraliśmy naszywki rajdowe, zapisaliśmy patrol i ruszyliśmy dalej do Trollandii.

Park linowy był naprawdę świetny! Po krótkim szkoleniu ruszyliśmy do zabawy. Ola z Igą wybrały trasę niebieską, reszta zdecydowała się na czerwoną. Jednak każdy bawił się znakomicie! Tyrolki, bujające się kłody, wąskie belki - było fenomenalnie. Co prawda trochę krótko, ale satysfakcja pozostała. Po Trollandii ruszyliśmy na ulicę Chopina, żeby odstawić plecaki i ruszyć na podbój miasteczka programowego (i obiadu)!

Plecaki zostawiliśmy, chwilę odpoczęliśmy i poszliśmy w kierunku szkoły. Po drodze przystanek na zimne lody. Na obiedzie spotkaliśmy patrole z 36 wds Zwiadowcy oraz ponownie Los Pollos Horyzont. Oczywiście od razu zaczęło się opowiadanie o przygodach, przeżyciach i dzielenie opiniami. Zjedliśmy obiad i do reszty oddaliśmy się rozmowom. W końcu jednak, zarówno Zwiadowcy jak i my musieliśmy udać się na apele kończące nasze trasy (Horyzont poszedł trochę wcześniej). Wspólnie wróciliśmy na Chopina, po drodze zahaczając o sklep. Gdy przyszliśmy Los Pollos Horyzont właśnie świętował zdobycie pierwszego miejsca! Gratulacje! No, poprzeczka dla nas wysoko - tak wtedy myśleliśmy. Martyna obstawiała dla nas 3. miejsce, Wawrzyk - 5. Jednak wszystko miało się rozstrzygnąć na apelu. Z okna naszego pokoju oglądaliśmy jeszcze apel Trasy III, na której były oba patrole Zwiadowców. Niestety, jednemu z nich do trzeciego miejsca zabrakło 0,5 punkta :(

Szybko się umundurowaliśmy i ruszyliśmy na nasz apel. Wszystkie patrole powoli się zbierały. I teraz wewnętrzny opis przeżyć patrolowego, bo ciężko ocenić, co każdy sobie wtedy myślał: W końcu zaczęliśmy. Kiedy nazwa “Agresywne Agamy” wybrzmiała jako druga, w pierwszej chwili pomyślałem, że jest beznadziejnie. Przedostatni w klasyfikacji? Nawet Hubert - patrolowy Los Pollos Horyzont - popatrzył z dezaprobatą i zażenowaniem w oczach… No trudno, przynajmniej bawiliśmy się dobrze, zresztą nasi harcerze na Granicy są dopiero pierwszy raz. Za rok będzie lepiej. Ale coś nie pasowało. Po odbiór dyplomu wystąpił już każdy z patrolowych. A, to chyba oznacza, że podium będą ogłaszać dopiero teraz. To może nie mamy przedostatniego miejsca, już chyba lepiej nie wiedzieć, które zajęliśmy. I poszło 3. miejsce. I poszło 2. miejsce. I 1. miejsce… Pamiętam tylko, że osoba ogłaszająca wyniki powiedziała: “Pierwsze miejsce zajmuje… A raczej zajmują…” Jak wybrzmiało “zajmują” to pomyślałem: “Agamy”? Tak. Pierwsze miejsce zajęły Agresywne Agamy. Nasz patrol na najwyższym stopniu podium! To brzmiało tak niesamowicie! Nawet teraz kiedy to piszę, jest to w jakiś sposób nienaturalne. Odebraliśmy gratulacje i nagrody. Ale bardzo cenne było też zaskoczenie Huberta, który wcześniej tak na nas patrzył :D

Dalej wydarzenia poszły lawinowo. Na początku oczywiście wspólne zdjęcia całej Trasy II, potem nasze zdjęcia, żeby podzielić się ze światem radosną nowiną. Była prawie 16:00, a o 17:00 musieliśmy się stawić przy szkole na Wielkim Finale. Wróciliśmy do pokoju, ściągnęliśmy mundury harcerskie i razem z Horyzontem ruszyliśmy na Finały. Na miejscu mieliśmy jeszcze chwilę czasu na miasteczko programowe, więc Wawrzyk, Martyna i Hubert zanieśli zdjęcia na konkurs fotograficzny. Chwilę po 17:00 swoje zmagania w Finale rozpoczął Los Pollos Horyzont, więc wszyscy stawiliśmy się do dopingu. Emocje były ogromne. Ich rywale ze Świdnicy zakończyli zadania nieznacznie szybciej, ale to jeszcze nie przesądzało o końcowym rezultacie.

Nadeszła nasza kolej. Po drugiej stronie stanął również patrol ze Świdnicy, a dokładniej z 10 ŚDH “Mrówkojady”. Ich należało się obawiać, bo to drużyna świetnie zorganizowana. W konkurencjach nie brali udziału patrolowi i opiekunowie, więc Wawrzyk i Martyna znowu stali z boku, żeby dopingować - tym razem - Agamy. Na sygnał oba patrole pobiegły do pierwszego zadania. Należało rozdzielić pomieszane ziarna, a było ich kilka rodzajów. Tutaj żaden patrol nie był szybszy, bo organizatorzy dali znak do równoczesnego przejścia do następnego zadania. Trzeba było użyć szyfru książkowego i zapisać wiadomość. Mrówkojady skończyły chwilę wcześniej i ruszyły do kolejnego zadania. Nasi harcerze nie byli dużo wolniejsi i po chwili zajęli się krzyżówką. Dalej dopasowywali liście do drzew. Skończyli chwilę później i pobiegli dalej. Na ziemi leżał mundur i jego elementy, więc należało go “wyposażyć” poprawnie i ładnie. Ostatnią konkurencją były puzzle. Również tutaj świdniccy harcerze byli szybsi i ostatecznie jako pierwsi ukończyli Wielki Finał. Agamy jednak były zadowolone z siebie. Nie wiadomo było przecież, czy Mrówkojady nie popełniły jakiegoś błędu…

Po Finale oglądaliśmy wypuszczenie balonu stratosferycznego, który dodatkowo wysyłał sygnał jaki telefony mogły przekształcić w obraz. Ciekawa sprawa. Zaraz potem znów wróciliśmy na Chopina po mundury, a później udaliśmy się na mszę świętą prowadzoną przez Naczelnego Kapelana ZHP. Zmarzliśmy okropnie, ale następnym punktem, który dla nas stał się już tradycją, było wyjście na pizzę. Na poszukiwanie lokalu udaliśmy się razem z Horyzontem i patrolem ze Śmiechołaków. Długo nie szukaliśmy. Zjedliśmy i pogadaliśmy, nadal wspominając pełne przygód trzy dni w górach. Po kolacji wróciliśmy na Chopina, umówiliśmy się z Los Pollos Horyzont na śniadanie i tak zakończyliśmy dzień trzeci Rajdu Granica 2020. Wrażenia - mega pozytywne!

Tego poranka nie obudził nas dźwięk budzika, ale dźwięk dzwonka z telefonu. Dzwonił Hubert, żeby przekazać, że śniadanie musimy zrobić trochę wcześniej, bo oni do konkretnej godziny muszą wynieść się z budynku, a trzeba jeszcze posprzątać. Wstaliśmy więc, ubraliśmy się i wyszliśmy im na spotkanie. Na boisku zjedliśmy tosty z kuchenki gazowej i trochę innych przekąsek. Było zimno, więc nie zabawiliśmy tam długo.

Posprzątaliśmy nasz pokój i spakowaliśmy dobytek powiększony o nagrody za wygraną trasę :) Chwilę później znowu spotkaliśmy się z Horyzontem i ruszyliśmy na Orlika przy szkole po raz ostatni w tym roku. Do apelu kończącego Rajd mieliśmy jeszcze sporo czasu, który w głównej mierze poświęciliśmy na zdjęcia. W końcu wykorzystaliśmy statyw do aparatu, który nosiliśmy bez celu po górach przez trzy dni. Mamy nawet zdjęcie z Komendantką Chorągwi Dolnośląskiej i Naczelnym Kapelanem ZHP!

W końcu organizatorzy pozwolili zacząć ustawiać się na boisku. Przed rozpoczęciem apelu Antek i Martyna udzielili wywiadu dla lokalnej telewizji, który możecie zobaczyć tutaj: https://www.facebook.com/watch/?v=730032417550442&extid=rJuDWikLbOwXPkyV

Baczność! Apel się rozpoczął. Wprowadzono sztandar Chorągwi, głos zabrała Komendantka Rajdu (a zarazem naszej Chorągwi). Odśpiewany został hymn ZHP, przedstawiono przybyłych gości. I podano wyniki klasyfikacji. 1 miejsce w kategorii starszoharcerskiej zajął patrol Agresywne Agamy! Oznacza to, że zostaliśmy najlepszym patrolem HS z całego Rajdu! Ależ radość! Oczywiście na początku nie okazywana na wszystkie strony, bo trochę głupio skakać z radości w takim miejscu i czasie… Ale cieszyliśmy się bardzo. I nadal się cieszymy, bo takiego osiągnięcia na długo nie zapomnimy!

Gdy zostaliśmy wyczytani, wystąpiliśmy całym patrolem po odbiór kolejnych nagród i kolejnych gratulacji. Niesamowite uczucie! Występowała też, ale solo, Martyna, która wygrała rajdowy konkurs fotograficzny. Ale jak tu nie wygrać z takimi zdjęciami?

I cóż… apel się skończył. Los Pollos Horyzont ostatecznie zajął drugie miejsce, Hubert dodatkowo dostał wyróżnienie w tym samym konkursie fotograficznym. Nadeszła pora na kolejne wspólne pamiątkowe zdjęcia. A potem nadszedł czas na powrót do domu.

Już z plecakami zatrzymaliśmy się jeszcze na ostatnie zimne lody dla ochłody w Szklarskiej Porębie, a potem wspólnie poszliśmy na dworzec kolejowy. Jednak tam remont, więc do Jeleniej Góry pojechaliśmy autobusem, ale dalej już pociągiem aż do Wrocławia. Tam utworzyliśmy bratni krąg i zakończyliśmy tegoroczny Rajd Granica. Wrażenia - wracamy za rok!

W tym miejscu należy podziękować. Przede wszystkim Komendzie Trasy II Hufca Lubin. A dokładniej to instruktorom z MKI “Siódemka”. Bawiliśmy się wyśmienicie! Dzięki wielkie, dobra robota!

Dalej dziękujemy Komendzie Rajdu. Obyśmy spotkali się za rok!

I jeszcze podziękowania od autora - patrolowego dla całego patrolu. Każdy z Was jest Agresywną Agamą i przez te kilka dni wiele razy to udowodniliście. Dzięki!

A tutaj znajdziecie pełną galerię naszych zdjęć z Rajdu Granica 2020: https://photos.app.goo.gl/2gdZ4D7gbuEWk2EF8

Recent Posts
Archive
Search By Tags
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page