top of page

Biwak marcowy 2017


W dniach 25-26 marca, nasza drużyna zorganizowała biwak-nocowanie na Harcerskim Ośrodku Wodnym Stanica we Wrocławiu.

Rozpoczęliśmy już o 9:30 w sobotę. Pogoda naprawdę nam dopisywała, więc zabraliśmy się do pracy na dworze. Na początek zrobiliśmy apel, na którym dowiedzieliśmy się o następnym biwaku, jak się okazało survivalowym.

Naszym pierwszym działaniem było porządkowanie sprzętu na ten właśnie biwak. Wyciągnęliśmy wszystkie rzeczy należące do drużyny i wybraliśmy te, które naszym zdaniem były najbardziej przydatne. Znalazło się tam kilka saperek, siekier "Fiskars'ów", piła, polipropylena, menażki i pałatki, które miały nam posłużyć jako schronienie. Oczywiście nauczyliśmy się je składać tak, aby zabrały jak najmniej miejsca. Żeby nie było żadnych nieporozumień dorobiliśmy skoble do naszych skrzyń i zabezpieczyliśmy je kłódkami.Nie mieliśmy do dyspozycji wiertarki. Ileż to było wiercenia, wkręcania, podpiłowywania i poprawiania!

W końcu się udało. Skorzystaliśmy z okazji żeby zjeść drugie śniadanie, napić się i pograć w mafię. Przerwa nie trwała długo, ponieważ trzeba było przynieść drewno, które leżało przy zatoczce. Wzięliśmy wózek i ruszyliśmy w odległą dal... (choć w rzeczywistości było to jakieś 100 metrów).

Zrobiliśmy dwa kursy, a potem zabraliśmy się do matowienia gretingów oraz ścierania powłoki z naszego Desanta, oczywiście papierem ściernym.

W tajemnicy przed osobami zajmującymi się gretingami, zabrano tych od łódki z niewiadomych przyczyn. Gdy przybiegli po 15 minutach, okazało się, że mieli na sobie OP-ki. Co prawda bez masek gazowych, ale i tak wyglądali jakby wybierali się na wakacje do Czarnobyla.

Widać było po nich, że mieli wiele uciechy biegając w wodoodpornych strojach. Poszorowali łódź, a potem ściągnęli mokre i brudne kombinezony, dzięki czemu druga grupa mogła się w nie przebrać. Szorowaliśmy i ścieraliśmy, a efekty były na szczęście widoczne, bo dodawało to nie lada motywacji. W końcu skończyliśmy, OP-ki zostawiliśmy do wysuszenia i zrobiliśmy kolejną przerwę. Ustaliliśmy na niej, że trzy osoby wybiorą się na wyprawę do odległej o 300 metrów Biedronki, aby kupić coś na kolację (w demokratycznym głosowaniu wygrało spaghetti). Dostali pieniądze i ruszyli, a reszta zajęła się rozpalaniem ognia.

Gdy wrócili kupujący ogień dalej nie był rozpalony, ale po kilku minutach już było wiadomo, że wkrótce będzie to porządne ognisko. Tak rzeczywiście było, bo gdy trzy osoby doprowadzały je do stanu możliwości gotowania, reszta zajmowała się grą w "rabusia".

Długo jednak się nie pobawili, gdyż trzeba było przygotować kolację. Wyciągnęliśmy kratę na ognisko i rozpoczęliśmy gotowanie. W tym czasie doszły do nas kolejne osoby, które wcześniej dotrzeć niestety nie mogły.

Po zjedzeniu, zastępowi Wawrzyniec i Kajetan poszli „coś przygotować”, a reszta dokończyła jedzenie i rozpoczęły się śpiewanki przy ognisku. Śpiewaliśmy długo w przyjemnej atmosferze, uczyliśmy się nowych piosenek i przypominaliśmy te, które już znamy. Można powiedzieć, że gardła pozdzierane, ale to nie był koniec na dzisiaj... Okazało się, że zastępowi przygotowywali "Skautingiadę". Jak łatwo się domyślić opierała się na zasadach popularnej niegdyś Familiady. Kadra się gdzieś ulotniła, a prowadzący podzielili uczestników na dwie grupy, wytłumaczyli zasady i rozpoczął się turniej.

Pytania dotyczyły harcerstwa, ale było też kilkanaście podchwytliwych i trudnych do zgadnięcia. Zarówno FC Damy jak i Zgniłe Pieczarki szły łeb w łeb. W ogólnym saldzie po podliczeniu punktów, wygrała drużyna FC Damy, która miała dokładnie 200 punktów, ale Pieczarki były tuż za nimi. Może to umiejętności, a może łut szczęścia zwycięzców, jednak wynik jest niepodważalny i sprawdzany wielokrotnie.

,,Skautingiada” okazała się bardzo wciągająca, gdyż trwała dobre 3 godziny i nikt nie zauważył, jak jest późno. Mimo to czekało nas jeszcze kilka rund w nową grę ruchową „Szpieg”. Następnie, dostaliśmy informację, że możemy iść spać.

Podczas gdy większość osób poszła się położyć spać, niektórzy razem z Kajetanem, poszaleli jeszcze trochę grając w „Marchewki” i we „Wciskacza 2000”. Po kilku rundach wrócili zmęczeni i dołączyli do reszty harcerzy, którzy o dziwo jeszcze nie spali.Wszyscy rozmawiali i wymieniali się wrażeniami z całego dnia. Wtem Wawrzyk wpadł na świetny pomysł.

Postanowił pograć w Mafię. Gdy wszyscy się zgodzili, prowadzący zaczął klasycznie od słynnego ,,Miasto idzie spać”. Wszyscy położyli się na lateksach, zamknęli oczy... lecz już ich nie otworzyli, gdyż zmęczony Wawrzyk zgasił światło i sam zasnął. Jako, że otwarcie oczu nie w swojej turze to złamanie zasad gry... cóż, wszyscy poszli spać. Tak też skończyła się sobota.

Po nocnej „grze” w Mafię, wszyscy myśleli, że nic ich nie zaskoczy. Byliśmy jednak w błędzie W środku nocy, kadra postanowiła urządzić grę terenową. Budzili więc nas parami, abyśmy wzięli udział w biegu na spostrzegawczość. Wypuszczano nas parami w 10–minutowych odstępach czasu.

Zadanie było następujące: z pomocą mapy i busoli znaleźć tabliczki z punktami, na których trzeba było wpisać godzinę przybycia.Trasa była całkiem krótka i składała się z 12 punktów. Były jednak również dwa dodatkowe niezaznaczone na mapie (w końcu to bieg na spostrzegawczość). Drużyny ukończyły bieg w czasach od 1 do 1,5 godziny.

Zadanie samo w sobie nie było trudne, jednak ciężko o dobrą orientację i spostrzegawczość w godzinach 5-7 nad ranem. Wynikiem niewyspania było nieodnalezienie przez żadną drużynę jednego z niezaznaczonych na mapie punktów. Nikt nie zwrócił uwagi na liczbę 210 na jednej z tabliczek, wskazującą azymut na ukryte miejsce. Nikt nie zrozumiał również po co komu busola. Mimo pobudki w środku nocy wszyscy byliśmy zadowoleni z biegu..

Rano (około 9) obudzono nas na szybki apel. Niektórzy jednak zmęczeni nocnym maratonem odrobinę się spóźnili czego wynikiem było wzmocnienie naszych mięśni ramion czterema pompkami harcerskimi. Zakończyliśmy je tradycyjnym powiedzeniem „dziękujemy i prosimy o kolejny zestaw ćwiczeń!” jednak kadra odmówiła nam dalszego treningu.

Na apelu przedstawiono nam plan dnia oraz wyniki „Skautingiady” oraz biegu nocnego. Ostatecznie INO (tak się nazywał bieg) wygrali Dominik z Natalią. Gratulacje!

Plan dnia wyglądał następująco: Sprzątanie; przerwa na śniadanie; sprzątanie.

Uporaliśmy się z pierwszą częścią programu w pół godziny, podczas gdy Kajetan i Wawrzyk poszli pozbierać tabliczki z gry nocnej. Po sprzątaniu zasiedliśmy do jakże obfitego śniadania: kiełbasek z chlebem. Wszyscy chętnie zjedli po czym dokończyliśmy sprzątanie.

Zajęło nam to jeszcze około godziny po czym wszyscy się pożegnali i rozeszli, każdy w swoją stronę.

Tak też skończył się biwak marcowy, który na pewno będziemy mile wspominać. A już niebawem następny biwak, tym razem survivvalowy, zobaczymy co nas czeka. Wyczekujcie naszej relacji kochani czytelnicy

A na koniec jeszcze parę zdjęć :)

TAKA EKIPA!

Co tam?

Ready to fight!

Jak by tu im jeszcze utrudnić...

Nie zaczynaj!

To jak, zaczynamy?

Recent Posts
Archive
Search By Tags
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page