top of page

Z pamiętnika szeregowca - Akcja w Iraku


21 stycznia 2017.

Byliśmy w Iraku. Niewielki amerykański oddział, jednak dobrze wyszkolony (jak każdy) i zaprawiony w boju. Czekała nas spora akcja, podobno nawet większa od tej sprzed roku, która była moją pierwszą. Mieliśmy wykonać kilka zadań i ewakuować się helikopterem. Czas był bardzo ograniczony – helikopter miał przylecieć dokładnie o godzinie 14:00.

10:45

Pierwsze zadanie na dzień dzisiejszy – przygotować miejsce ewakuacji, oznaczyć je na mapie i przekazać współrzędne dowództwu. W skrócie – chwila poszukiwań, sprzątania i oznaczania terenu. Nic trudnego, choć zabrało nam to sporo czasu.

11:30

Następne zadanie. W sektorze, oznaczonym na mapie, mieliśmy znaleźć zieloną skrzynkę z ważnymi dokumentami wykradzionymi przez Kurdów. Szybko wyruszyliśmy całym oddziałem przez pole. Na skraju pola i lasu, zobaczyliśmy ruch na niewielkim wzgórzu przed nami. Dowództwo poinformowało nas, że w tym obszarze nie ma żadnych cywili, więc byliśmy pewni, że to wróg. Padła szybka komenda ,,Kontakt przód” i już po dwóch sekundach wszyscy leżeliśmy w trawie bądź ukryci za niewielkimi krzakami. To zwykle jest jeden z tych momentów, gdy słyszysz jedynie bicie swojego serca. Nikt się nie odzywał, wszyscy przymierzali się do strzału, w razie gdybyśmy zostali zauważeni. Okazało się jednak, że albo wrogowie nie wiedzieli co robić, albo po prostu nas nie widzieli co wydawało się dość dziwne, bo zwykle nie rekrutuje się niewidomych do wojska (nawet jeśli jest to Irak). Szybko omówiliśmy taktykę i przystąpiliśmy do szturmu. Kurdów nie było zbyt wielu, toteż szybko trafiliśmy kilku z nich i przejęliśmy wzgórze. Była tam oczekiwana przez nas skrzynka. Ale nie była jedyna, gdyż znajdowała się tam również niebieska. Założyliśmy, że są to dokumenty wroga, więc postanowiliśmy ich bronić. Mnie dowódca wysłał z naszą przesyłką na lądowisko, które wcześniej przygotowaliśmy. Gdy wróciłem okazało się, że przeciwnik próbuje kontratakować jednak skutecznie ich odpieraliśmy. Rannych przy tej akcji zostało tylko dwóch, jednak zajął się nimi nasz medyk, dzięki czemu udało się utrzymać ich przy życiu. Nie działał także jeden z karabinów, choć ewidentnie uratował on naszego towarzysza przed kulą. Zabraliśmy jednak broń jednemu z poległych wrogów, aby nikt nie biegał nieuzbrojony.

12:15

Kolejna misja była podobna, ale bardziej niebezpieczna. Wokół naszej pozycji znajdowały się baryłki z ropą. Można się domyślić, że naszym zadaniem było zebranie ich jak najwięcej i przetransportowanie na lądowisko. Trzeba było uważać, gdyż były duże, ciężkie (więc nie dało się trzymać w ręce karabinu) i oczywiście (jak to ropa) gotowe do eksplozji. Z późniejszych doświadczeń zauważyliśmy, że wybuchają w promieniu około 3 metrów, a nasz medyk uznał, że ran po takiej eksplozji raczej nie załata. Razem z dwoma towarzyszami pobiegliśmy po baryłki, będąc pod ogniem osłonowym naszego oddziału. Wrogowie próbowali trafić w ropę, jednak nasi towarzysze z bronią, skutecznie ich powstrzymywali od celowania do nas. Udało nam się uciec poza zasięg wroga, więc bez dalszych przeszkód odstawiliśmy beczki na lądowisko. Po chwili wróciliśmy z powrotem do oddziału. Okazało się, że jeden z naszych towarzyszy poległ w boju, inny natomiast stracił broń. Zlokalizowaliśmy jeszcze kilka baryłek i wysłałem kilku naszych na lądowisko. Zostało nas bardzo niewielu, około połowy oddziału. Wrogowie dalej napierali. Mieli znaczną przewagę liczebną, jednak razem z dowódcą postanowiliśmy spróbować zlokalizować więcej baryłek. Gdy udało nam się znaleźć (prawdopodobnie ostatnią) beczkę ropy, okazało się, że w pobliżu znajduje się kilku wrogów. Za nami, obrońcy wzgórza padali jeden za drugim. Powoli byliśmy otaczani. Po chwili wymiany ognia, jeden z przeciwników trafił w bron dowódcy. Miałem sprawną broń, więc osłaniałem kapitana, po czym razem z resztą ocalałych wycofaliśmy się w stronę lądowiska. Tam czekała na nas połowa oddziału, która transportowała baryłki.

13:00

Naszym kolejnym zadaniem było odnalezienie kilku składów broni. Nie wiedzieliśmy, gdzie są dokładnie, ale znajdowały się one blisko znajomego nam już wzgórza, które niestety było zajęte przez Kurdów. Niestety, szturm nie do końca się powiódł i większość oddziału została ranna (ja niestety także), jednak udało nam się wycofać. Tej części misji nie udało nam się wykonać.

13:30

Dostaliśmy informację z dowództwa, że helikopter już po nas leci i o godzinie 14:00, mamy rzucić czerwony granat dymny na lądowisko. Kontrwywiad dowiedział się jednak, że Kurdowie planują atak na nasze prowizoryczne lądowisko. Mieliśmy ich powstrzymać tak, aby nie ucierpiały dokumenty, baryłki i nasz dowódca. Kapitan, kazał nam okopać się wokół lądowiska. Około godziny 13:55, wróg zaatakował. Z początku powoli, jednak gdy zobaczyli nasz granat dymny i usłyszeli helikopter, rozpętało się piekło. Pociski latały wokół nas, ranni krzyczeli, medyk biegał od jednego do drugiego, próbując kogoś uratować. Dzięki porządnemu amerykańskiemu wyszkoleniu i naszym celnym oczom, udało nam się odpierać wroga, dopóki wszyscy nie wsiedli do helikoptera. Szybko wystartowaliśmy i odlecieliśmy w stronę jednej z amerykańskich baz wojskowych. Byliśmy bezpieczni.

Recent Posts
Archive
Search By Tags
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page